poniedziałek, 11 lipca 2016

Romantyczny prawnik Ming- The8










Scenariusz dla Park Chanyeol ( dobrze, że dziś sprawdziłam bo bym napisała tą starą nazwę xD)






Kolejny dzień ciągłej niekończącej się rutyny. Dom, praca, zajęcia taneczne, dom. I tak w kółko. Myślałam, że życie po skończeniu tych głupich studiów prawniczych coś da. Byłam głupia i omylna. W Seulu nie było żadnej korzystnej oferty pracy w tym zawodzie. A poza miastem to już kompletnie porażka. Nawet nie było mnie stać, by wylecieć do Chin, a tym bardziej nie znałam języka- co było niezbędne.

Tak właśnie zrezygnowałam z tego zawodu na rzecz innego marzenia - tańca. Miałam dobre poczucie rytmu, nie byłam drętwa, a moje ruchy były płynne i stanowcze. Moim- a także zdaniem trenera- byłam idealna.


Szybko zerwałam się z łóżka po usłyszeniu coveru "love yourself" w wykonaniu Erica. Szybko wyłączyłam budzik i nakładając białe kapcie, wyglądające jak łapki królika, ruszyłam w stronę łazienki. Zdjęłam z siebie ciuchy i weszłam pod prysznic. Syknęłam lekko gdy na moją głowę zleciał strumień zimnej wody. Szybko przestawiłam wodę na ciepłą, a wręcz gorącą i rozkoszowałam się tą chwilą. Wzięłam do ręki szampon o zapachu wiśni i wylałam sobie sporą zawartość na dłoń. Moje włosy były dość długie, przez co musiałam na nie dawać nieco większą ilość płynu. Po porządnym spłukaniu włosów i wcześniej umytego ciała, wyszłam z pod prysznica okrywając się mięciutkim ręcznikiem. Dokładnie wytarłam każdą część mego ciała i sięgnęłam po suszarkę. Przyjemne ciepło rozchodziło się po mej głowie. Lubiłam te czynność, choć cierpiały na tym moje blond włosy. Po spięciu ich w luźnego koka skierowałam się do sypialni. Wyjęłam z szafy beżową bieliznę i zwiewną błękitną sukienkę. Do tego wyjęłam brązowe sandały. Po ubraniu wszystkiego na siebie zeszłam na dół do kuchni, by zjeść wcześniej uszykowane przez mamę śniadanie. Na stole leżał talerz z naleśnikami z twarogiem polane czekoladą i kawa z bitą śmietaną. Była tam także karteczka.

"Córeczko, nie będzie nas przez następny tydzień. Dostaliśmy ważne wezwanie i w trybie natychmiastowym musieliśmy wyjechać. Zostawiam ci moją kartę kredytową na drobne wydatki i opłaty za wodę i prąd, które musisz opłacić do następnego tygodnia.

Kochamy cię, trzymaj się dobrze.

Mama ;*"

Zdziwił mnie trochę ten list, gdyż rodzicie nigdy nie musieli nigdzie wyjeżdżać. Wzruszyłam jedynie ramionami i zajęłam się zajadaniem pysznego śniadania. Istne niebo! Nie dziwie się. W końcu moja mama jest kucharką w sławnej restauracji prowadzonej przez mego ojca. Właśnie tam się poznali. On szukał kucharki, za to ona potrafiła świetnie gotować. Z czasem oni się zeszli i potem byłam ja i....


- Aish, spóźnię się! - krzyknęłam do siebie i w biegu zebrałam wszystkie potrzebne rzeczy do torebki i wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi. Szłam dość szybko, uważając na innych przechodnich, by przypadkiem nie zderzyć się z kimś ramieniem. szło mi całkiem sprawnie, dopóki nie ujrzałam nadjeżdżającego autobusu.


-nie, nie, nie...- przyśpieszyłam. Nie mogłam się spóźnić. Nie tym razem! Szef dał mi jednoznacznie do zrozumienia, że jeśli kolejny raz się nie zjawię o wyznaczonej godzinie w pracy to będę zwolniona. Ta praca była jedynym ratunkiem na lepsze życie. Miałam zarobić, wyjechać i ustatkować się w nowym miejscu. Jednak nie jest mi to pisane.


Autobus odjechał, a ja już planowałam swoją śmierć. Usiadłam na krawężniku chodnika, a twarz ukryłam w dłoniach. Nie ma to jak cudownie zacząć dzień, a następnie porządnie popsuć. Taka natura człowieka.


- Wszystko w porządku? - zapytał znajomy głos. Nie, tylko nie on... Podniosłam wzrok na chłopaka i zaniemówiłam. Dlaczego on? Ugh, faktycznie podły dzień.


- W jak najlepszym. Czemu pytasz? - zapytałam ze słyszalną kpiną w głosie.


- Bo siedzisz na krawężniku, a powinnaś być teraz w autobusie i jechać do jakże wspaniałej pracy kelnerki - powiedział, śmiejąc się gardłowo.


- Skąd ty to wiesz? - byłam zdziwiona. Nie widziałam tego chłopaka od roku, a on wie o mnie takie rzeczy. No nieźle!


- Byliśmy razem w klasie, więc chyba powinienem wiedzieć co koleżanka robi w życiu.


- Koleżanka? Człowieku, ani razu do mnie normalnie nie zagadałeś i to nazywasz koleżeństwem? - prychnęłam.


- Oh, przesadzasz - powiedział i oparł się o sportowy samochód.


- Ja przesadzam?! To ty człowieku gnębiłeś mnie tyle lat, dzień w dzień! - zaczęłam krzyczeć. Pierwszy raz od jakiegoś roku podniosłam głos. Wszystkie wspomnienia z nim związane powrócił. Miałam ochotę walić w chłopaka pięściami i wygarnąć mu wszystko po kolei.

- Ale to były tylko żarty - powiedział zakłopotany i zaśmiał się niepewnie.

- Żarty powiadasz? Nie powiedziałabym...- podniosłam się z chodnika i stanęłam z nim twarzą w twarz. Gdyby nie to, że się spieszę to dostałby w tą śliczną buźkę - ...dobra, zapomnę, ale mam prośbę.

- Jaką słońce?

- Podwieź mnie do pracy - zignorowałam to jak mnie nazwał, by nie drążyć tematu.

- Wsiadaj - otworzył mi drzwi i gestem ręki zaprosił do środka. Prychnęłam jedynie w odpowiedzi i zrobiłam to co kazał. Gdy już chłopak wsiadł do samochodu, nie fatygując się zapinaniem pasów, ruszył z piskiem opon.

-Aish, Minghao! Po co się tak śpieszysz? Aż tak ci się moje towarzystwo nie podoba?- zakpiłam i spojrzałam w jego stronę. Uśmiech zagościł na jego twarzy i momentalnie zwolnił.

- mów mi The8

- czemu osiem?

- bo jestem jak ósmy cud świata - wyszczerzył się, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz. Nawet jego zęby były idealne.

- jesteś żałosny - zaśmiałam się lekko

- ale tobie się to podoba - powiedział, a ja nie byłam w stanie mu zaprzeczyć, bo w rzeczywistości tak było. Praktycznie od piątej klasy podstawówki lubiłam w nim wszystko. Jego nadmierna głupota, ciągłe przechwalanie się nowymi rzeczami oraz nawet to, że mi dokuczał. W pewien sposób byłam szczęśliwa, że mnie zauważył, a nie tak jak większość dziewczyn, omijał szerokim łukiem.

- Jesteśmy - wyrwał mnie z zamyślenia i położył dłoń na mym udzie. Bez namysłu strzepnęłam ją i miałam zamiar już wychodzić jednak on mi na to nie pozwolił. Ustawił blokadę dla dzieci! - a podziękować?

- dzięki - powiedziałam znudzona.

- nie tak - mruknął szarmancko i wskazał na policzek.

- tak też nie - zaśmiałam się.

- no dawaj! Co ci szkodzi? - zapytał

- mam chłopaka.

- nie masz - spojrzałam na niego zdziwiona - wiem o tobie więcej niż myślisz. I wiem także, że chcesz tego - szepnął mi do ucha i przygryzł jego płatek.

- przestań - powiedziałam nieco zakłopotana cała tą sytuacją. Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej i odsunęłam go od siebie - wypuść mnie, bo się spóźnię!

- nie unoś się tak. Jeden mały buziak i już możesz iść... no dalej - Pod wpływem emocji z powodu możliwości stracenia pracy nachyliłam się nad chłopakiem i cmoknęłam go w policzek. On spojrzał na mnie zdziwiony, jednak po chwili z wielkim, wymalowanym na ustach uśmiechem otworzył drzwi.Niemal wybiegłam z pojazdu kierując się w stronę kawiarni.


- Hoon Na! - Krzyknął szef - Widzisz? Jednak potrafisz się czasem nie spóźnić - poklepał mnie po ramieniu i podał biały fartuch. Westchnęłam i ubrawszy białe prześcieradło ze sznurkami wzięłam się za wycieranie stołów. Wciąż myślałam o akcji sprzed dziesięciu minut. Nadal nie mogłam zrozumieć dlaczego Minghao aka głupi kozak robiący ze mnie idiotkę, wiedział o tym co robię w życiu. Myślałam, że po zakończeniu studiów on o mnie zapomni, wyjedzie i będzie sławnym prawnikiem w Chinach, ponieważ, jak kiedyś mówił, taki miał zamiar. Nawet przyjęli go w kancelarii prawniczej w Pekinie, więc czemu nie skorzystał z takiej okazji?

Wyrzuciłam wszystkie myśli z głowy i dokończyłam przemywanie stolików. Podeszłam za ladę, gdy pierwszy klient odwiedził kawiarnie "Pod parasolem". Byłam zmuszona do odegrania dwóch roli w pracy, gdyż kiedy to ja spóźniłam się raptem z 4 razy w mojej karierze, mój współpracownik praktycznie co drugi dzień witał do niej po godzinie otwarcia. Jednak szef nadal uważał, iż to on jest tym idealnym i powinnam brać z niego przykład. Gdybym miała być jak Seungcheol, to pan Kim już dawno nie miałby pracowników.


- Co podać? - zapytałam-swoją drogą bardzo przystojnego-chłopaka. Był blondynem z niebieskimi soczewkami na oczach, miał wąskie różowe usta i kształtny nos. Był bardzo podobny do Minghao... o którym nie powinnam w ogóle myśleć...








- truskawkowe ciasto i zieloną mrożoną herbatę latte, poproszę - uśmiech zagościł na jego twarzy, przez co i na mojej twarzy było widać rząd białych zębów.


***


Po skończeniu pracy stwierdziłam, że przyda mi się chwila odpoczynku, więc napisałam do mego trenera, iż dziś nie zjawię się na zajęciach z tańca. Oczywiście, tak jak myślałam nie miał mi tego za złe wręcz sam kazał mi dzisiaj nie zaprzątać sobie myśli treningiem z czego byłam w jakimś stopniu zadowolona. Czekając na nieszczęsny autobus, który czwarty raz w tym tygodniu spóźnia się od godziny, postanowiłam przejść ten kawał na piechotę. Pogoda była w sam raz. Mimo, że była godzina 19 nadal było na tyle jasno, że ktoś nietutejszy mógłby pomyśleć, iż jest ranek. Promienie słońca przedzierały się przez białe chmury dzięki czemu nie było zbyt gorąco, a przy okazji trochę światła zagościło w deszczowej Korei. Rozpuściłam me włosy przez co przyjemny wiatr lekko rozwiewał je na boki. Czułam się wolna i w pewnym sensie bezproblemowa. Oczywiście do czasu, gdy drogę zastawił mi nie kto inny jak ósmy cud świata. Wyczuliście ten sarkazm?


- Przestrzeń osobista - rzekłam, gdy chłopak przywarł do mnie swym ciałem.


- to już nie można się z tobą nawet przywitać? - zapytał - idziemy dzisiaj na imprezę. Jest piątek, a odkąd pamiętam ty kochasz się bawić, choć niezbyt dobrze ci to wychodziło, więc trzeba to do ćwiczyć. Co ty na to?





Nie, nie to, że zaprosił mnie na imprezę. Bardziej jestem zdziwiona jego ponad wymiarową wiedzą na mój temat. Gdy razem kończyliśmy studia on często przekręcał moje imię przez co nie raz dostawał za to długi monolog na temat mojego imienia.
Pokiwałam głową na boki nie będąc do końca pewna pomysłu Minghao. Miałam nadzieję na jeden wolny wieczór z niedokończoną dramą i opakowaniem kwaśnych żelków.


- mam plany - odpowiedziałam, natomiast chłopak niezbyt mi uwierzył. Nie dziwię się. Nigdy nie potrafiłam oszukiwać ludzi.


- mnie nie okłamiesz Hoon Na - podszedł do mnie i ujął me dłonie w swoje-znacznie większe.


- Nie mam pieniędzy... Wszystko odkładam na wyjazd - powiedziałam co po części było prawdą.


- Dziś ja wszystko stawiam - uśmiechnął się - nie daj się prosić - wydął dolną wargę i zamruczał przy tym seksownie. Moje serce w tej chwili zachowywało się tak jakby było tykającą bombą i miało zaraz wybuchnąć. Szybko zabrałam ręce i schowałam za plecami, by nie widział tego jak w tym momencie zaczęły się trząść. Miałam wrażenie, iż gramy w jakieś dramie, w której miał zaraz nastąpić nieśmiały pocałunek. I z chęcią bym go pogłębiła, gdyby w ogóle był realny.


- Ming, to bardzo miłe z twojej strony - jak na złość także mój głos zaczął się załamywać i brzmiał jakbym miała uronić parę, lub więcej łez. Już chciałam po raz kolejny nie pójść na propozycje chłopaka jednak przypomniały mi się jego słowa sprzed dwóch lat. " Zadzwoń jak w końcu będziesz potrafiła się bawić Yoon Hoon Na" I wtedy stwierdziłam, że pokaże mu na co mnie stać - Zawieź mnie do domu - powiedziałam stanowczo na co jego oczy stały się tak wielkie jak polskie pięć złotych - chcę się przebrać. Przecież w tym czymś nie poderwę żadnego przystojniaka - posłałam mu mój najpiękniejszy uśmiech i wsiadłam do jego samochodu.


Jechaliśmy w ciszy co jakiś czas posyłając sobie nieśmiałe spojrzenia. To było na swój sposób denerwujące z racji tego, iż nie znosiłam, gdy cisza stawała się głośniejsza od krzyków.


- Nadal nie mogę uwierzyć - powiedział i pokręcił głową na boki.


- W co nie możesz uwierzyć?


- W ciebie. Gdy widziałem cię na studiach byłaś zapatrzoną w książki dziewczyną. Teraz natomiast widzę piękną kobietę wiedzącą czego chce, która dąży do celu na swój własny sposób. Lubię cię taką - Po tych słowach zamiast się cieszyć, ja myślałam nad tym czy stara ja nie podobała mu się?


- A tamtą lubiłeś? - zapytałam niepewnie bojąc się odpowiedzi. Hao zatrzymał pojazd pod moim domem i spojrzał się na mnie. Wyglądał na cholernie poważnego i zamyślonego.


- Czy gdybym tamtą ciebie nie lubił, zaczepiałbym cię od gimnazjum, dbał o ciebie, by żaden chłopak do ciebie nie podszedł i skrzywdził, śledził twe poczynania i zrezygnował z najlepszej pracy w całej Azji, aby być bliżej ciebie? Byłem w tobie cholernie zakochany i nie wiedziałem jak wyznać to tobie.


- Naprawdę? - Tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. Chłopak tak zbił mnie z tropu, że miałam ochotę się rozpłakać. To była najcudowniejsza rzecz jaka spotkała mnie dosłownie w całym życiu. Wzięłam wdech, by przeanalizować całą sytuację jeszcze raz.


- N-no tak - zająknął się. W odpowiedzi szepnęłam jakby nieme " ja ciebie także" po czym pociągnęłam go do pocałunku. Jego usta smakowały wiśnią przez co było to jeszcze przyjemniejsze. Ming zaczął pogłębiać pocałunek i pociągnął mnie do siebie, przez co momentalnie znalazłam się u niego na kolanach. Polizał mą dolną wargę przez co dałam mu dostęp. Stado motyli w mym brzuchu kibicowało nam, a serce znów włączyło tryb bomby. Było wręcz idealnie.


- Jesteś wbrew pozorom romantycznym prawnikiem Ming... The8 - uśmiechnęłam się po czym znów wpiłam się w te śliczne i miękkie usta.










Naaaaapisałam...


Na początku bardzo przepraszam, za tak długie czekanie, jednak wena jak się pojawiała tak szybko uciekała w niepamięć. Mam nadzieję, że wbrew pozorom podobał się. ;3





















3 komentarze: